Dzisiaj nie biżuteryjnie. Dzisiaj pachnąco. Na wielu blogach czytałam o woskach Yankee Candle. Wszystkie dziewczyny wychwalały je pod niebiosa, opisywały jak cudownie pachną, na długą starczają, jak można tworzyć właśne kompozycje. Oh! Ah!
Jak już siostra powiedziała, że chciałaby takowe na Święta, stwierdziłam, że
dłużej nie wytrzymam.
Zamówiłam na Goodies.pl, 10 różnych zapachów.
Gdy po 2 dniach odebrałam paczkę od kuriera, od razu było jasne co w niej się znajduje. Zapach przebijał się przez wszystkie warstwy bąbelków i papieru :) Mimo tego podchodziłam do nich z dystansem...
Pierwsze wrażenie? Śliczne są! i dużo większe niż się spodziewałam. Powąchałam każdą z osobna i wszystkie razem :) Nadszedł czas na próbę ognia.
Kominek miałam wcześniej, więc nie było potrzeby kupowania nowego. Hmmmm.... Chyba powinnam wyjaśnić dlaczego topię wosk przeznaczony na prezent dla mojej siostry?! Okazało się, że Madzia nie tylko mi powiedziała, co chciałaby dostać i pewien Jegomość wyprzedził mnie, wkładając kominek z woskami do Jej buta... I tym sposobem ogłaszam Nieudany Prezent Numer Jeden. Jednak nie ma tego złego... :) Tym oto sposobem woski trafiły do mojego pieca. Zaskoczyła mnie intensywność zapachu. I nie chodzi mi o nachalność. Nie gryzł mnie w nos, a oczy nie łzawiły :) Chodzi o to, że zapach unosił się w każdym zakamarku naszej kawalerki! Co więcej, unosił się, unosił, unosił, unosił...... i nadal unosił. Czy one w ogóle się kończą?!
Pokochałam woski Yankee Candle. Już niedługo opowiem Wam, czy przypadły mi do gustu pierwsze wypróbowane "smaki". To, które wybrałam miało być tajemnicą, ale powyższe zdjęcie nie pozostawia wątpliwości :)
Czy na zdjęciu znajduje się Wasz faworyt?
Zachęcam ponownie do udziału w rozdaniu. Już tylko dwa dni! :)